Upierdliwe noce
Posted On poniedziałek, 28 września 2009 at o 08:36 by fasolik
-Mama-momolot leci!-Mama mooomolot!!!!-Mama, mama momolot!!!!!!!! Mama otwiera zaspane oko, kurcze, co się dzieje, nalot, czy co!? Zerkam na zegarek: 3.15. Wszystkie ruchy wykonuję bezgłosnie ( udaję, że mnie nie ma). Ale młodego nie da się oszukać. Jeszcze donosniej się drze. -Policja jedzie!!!! Ijo ijo, ijo !!!! ( a przed chwilą był "momolot", czy to dziecko w ogóle wie, co mówi?).
Trudno - wstaję, próbuję go uspokoić. Kładę się z powrotem do wyrka. Już prawie zasnęłam i znowu słyszę: - Pisiuuuu!!!! Mama Pisiu, aaaa, Oli aaaa. Na ten dźwięk zareagowałam rzesko, ze zwinnoscią przebudzonej w srodku nocy sarenki ( choć lekko otumanionej) i pobiegłam po nocnik. Wysadziłam. Pochwaliłam, że zawołał i położyłam do łóżeczka. Sama też padłam na wyrko i momentalnie zasnęłam.
I znowu ze snu wybudził mnie piskliwy głos młodego. - Mama, autko daj!!! Autkoo!!!! Mama, nie ma momolota!!! Mama, gdzie momolot?!!!! Była 3.35, a ten mi tu krzyczy. Byłam wkurzona, ale udawałam, że spie. Na Olego jednak ten numer nie działa ( na moje działał zawsze ). Młody na brak reakcji reaguje nader gwałtownie: - Momolot, autko, picia, pisiu ( o na numer z pisiu, to ja się juz nie nabiorę, w końcu robił 20 min. temu ), robak idzie, pająk idzie!!!! - drze japę, jak najęty, gada bez sensu i ładu.. A ja w duchu obliczam, że tylko 2,5 godziny spania zostały mi, żeby się przygotować do pracy. Wstaję, silę się na spokojny ton i po raz kolejny układam wrzeszczące dziecko w łóżeczku. A ten bleczy i jęczy, i ma mnie gdzies. Bo on chce "momolota". Szału można dostać. Wstawałam tak dzisiaj ok. 6 razy. Za ostatnim razem dałam mu autko, bo juz była prawie 6.00 godzina.
Nie jest lekko. Takie akcje nocne powtarzają się już od kilkunastu dni. I jak tak dalej pójdzie, to chyba dostanę w dekiel! Cała rodzina jest umęczona tymi nocnymi ekscesami.
Trudno - wstaję, próbuję go uspokoić. Kładę się z powrotem do wyrka. Już prawie zasnęłam i znowu słyszę: - Pisiuuuu!!!! Mama Pisiu, aaaa, Oli aaaa. Na ten dźwięk zareagowałam rzesko, ze zwinnoscią przebudzonej w srodku nocy sarenki ( choć lekko otumanionej) i pobiegłam po nocnik. Wysadziłam. Pochwaliłam, że zawołał i położyłam do łóżeczka. Sama też padłam na wyrko i momentalnie zasnęłam.
I znowu ze snu wybudził mnie piskliwy głos młodego. - Mama, autko daj!!! Autkoo!!!! Mama, nie ma momolota!!! Mama, gdzie momolot?!!!! Była 3.35, a ten mi tu krzyczy. Byłam wkurzona, ale udawałam, że spie. Na Olego jednak ten numer nie działa ( na moje działał zawsze ). Młody na brak reakcji reaguje nader gwałtownie: - Momolot, autko, picia, pisiu ( o na numer z pisiu, to ja się juz nie nabiorę, w końcu robił 20 min. temu ), robak idzie, pająk idzie!!!! - drze japę, jak najęty, gada bez sensu i ładu.. A ja w duchu obliczam, że tylko 2,5 godziny spania zostały mi, żeby się przygotować do pracy. Wstaję, silę się na spokojny ton i po raz kolejny układam wrzeszczące dziecko w łóżeczku. A ten bleczy i jęczy, i ma mnie gdzies. Bo on chce "momolota". Szału można dostać. Wstawałam tak dzisiaj ok. 6 razy. Za ostatnim razem dałam mu autko, bo juz była prawie 6.00 godzina.
Nie jest lekko. Takie akcje nocne powtarzają się już od kilkunastu dni. I jak tak dalej pójdzie, to chyba dostanę w dekiel! Cała rodzina jest umęczona tymi nocnymi ekscesami.