c.d. in vitro przeciw

Najpierw odpiszę na wątek poruszony przez anonimową osobę, która pozostawiła komentarze. Nie jestem ekspertem w dziedzinie in vitro, ale jestem katolikiem i kieruję się Słowem zawartym w Piśmie Św. odnośnie życia i śmierci, które nie zależy od nas, ale od Boga. To On jest dawcą życia i śmierci.
Zapłodnienie pozaustrojowe nie jest leczeniem bezpłodności, a zastępowaniem płodności.

Produkcja nadliczbowych embrionów powoduje problem, co z nimi zrobić w przyszłości. W konsekwencji zamraża się je, a po pewnym czasie zabija.

I trochę suchych faktów:
"1. Metoda in vitro nie leczy niepłodności, ona jedynie usuwa skutek tej choroby. Tak jak lek przeciwbólowy nie leczy przyczyny choroby, lecz raczej jeden z jej objawów, tak metoda sztucznego zapłodnienia daje wymierny efekt w postaci narodzonego dziecka, jednak choroba niepłodności pozostaje. Należy wsadzić więc między bajki to, że jest to metoda leczenia. Nie jest.

2. In vitro nie jest normalnym procesem zapłodnienia. Pomijając aspekty moralne, (o których za chwilę) należy wiedzieć, że dzieci poczęte w tymże procesie rodzą się częściej z takimi wadami jak mniejsza waga ciała czy też większe narażenie na dziecięce nowotwory oczu. Aby się o tym przekonać nie trzeba być wybitnym biologiem, wystarczy wklepać w wyszukiwarkę zapytanie o metodę in vitro, aby dowiedzieć się wielu kwestii, o których w mediach się nie mówi.
3. Nie każda próba zapłodnienia metodą in vitro przynosi skutek. Co więcej: pary, które postanowiły skorzystać z tego typu procesu mówią o długich staraniach, licznych nieudanych próbach oraz mnogości powstałych zarodków. ( przyp. fasolika: stąd życie jednego dziecka z probówki okupione jest śmiercią przynajmniej kilkunastu ). W kwestii tego czy zarodek jest już człowiekiem - Kościół stoi na stanowisku, że tak jest, świeccy biolodzy i bioetycy mają duże wątpliwości. W tym wypadku najbardziej racjonalnie wygląda argument Szymona Hołowni, który powiedział, że gdy są choćby najmniejsze wątpliwości czy jest to człowiek, aby mieć czyste sumienie nie wolno zarodka narażać.
4. Metoda in vitro nie jest jedyną szansą na - mówiąc kolokwialnie - obejście problemu niepłodności. W ostatnich latach bardzo mocno rozwinęła się inna biologiczna dziedzina - naprotechnologia, której efekty są nadzwyczaj duże i rokują nadzieję, że kiedyś tę chorobę będzie dało się wyleczyć. Dla bardziej zainteresowanych naprotechnologią: http://ekai.pl/serwis/?MID=14327
5. Może nie suchy fakt, ale jedna z oczywistych wątpliwości. Co zrobić z zarodkami, które nie zostały użyte? Zamrozić? Zniszczyć? Przeznaczyć do badań? Mniej radykalni zwolennicy in vitro mówią o adopcji takich zarodków. Pojawia się jednak wtedy problem: jak zapobiegać kazirodztwu, do którego przecież może dojść (zarodki z punktu widzenia biologicznego będące braćmi i siostrami mogą przecież w przyszłości związać się ze sobą)? Tematy są okropnie trudne, a pojawiające się wątpliwości za duże, aby podjąć decyzję o akceptacji, nie mówiąc o refundacji tej metody.
Na koniec aspekty moralne.
Człowiek nie ma bezwzględnego prawa do posiadania dziecka, może otrzymać jedynie taki przywilej. Ten argument szczególnie mocno powinien dotknąć wszystkich wierzących, szczególnie dla tych, którzy traktują Biblię jako Pismo Święte. Stary, ale także i Nowy Testament wypowiada się na temat niepłodności. Oznaką wielkiej łaski u Boga w ST było przecież obdarowanie licznym potomstwem ("Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić. Tak liczne będzie Twoje potomstwo."), a i w Nowym Testamencie przykład Zachariasza i Elżbiety, czyli najzwyczajniejszej pod Słońcem pary, która pragnie mieć dziecko dużo mówi w temacie. Ktoś powie - ok, ale wtedy nie było rozwiniętej medycyny, morderczego trybu życia i szans na dziecko w inny sposób niż stosunek seksualny. Tak, nie było, ale pewne zasady, które wynikają z praw natury nie zmieniają się. A Matka Natura bardzo nie lubi ingerencji w jej zadania. Mieszaniem się w jej obowiązki jest już samo zapłodnienie i faszerowanie kobiety odpowiednimi hormonami, a gdy dochodzi do tego wielka pokusa, aby majstrować przy wyglądzie oraz cechach psychicznych i fizycznych dziecka, to obraz mamy jak na dłoni. Kombinowanie przy kodzie genetycznym, który odpowiada za wygląd, zachowania, a nawet odporność na poszczególne choroby zostało genialnie przedstawione w filmie 'Gattaca' Andrew Niccola. Coś, co wydawało się przy powstawaniu tego filmu (rok 1997) czystą abstrakcją, dziś jest prawdziwym zagrożeniem dla świata. Ale o tym też się nie mówi. Prawie nikt nie cytuje też 'kremówkowego papieża', na którego coraz częściej kreowany jest Jan Paweł II, wypowiadającego się o sprawach in vitro jasno i zdecydowanie: metody sztucznego zapłodnienia są nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego. Pomijam oczywistą kwestię rozwiązania problemu - adopcję dzieci, które czekają na rodzinę. Zadanie trudne, bo zmuszające do pokochania 'obcego' (z punktu widzenia biologi) dziecka, jednak przecież właśnie o dzieci w kwestii niepłodności chodzi! Szkoda, że i procedury adopcyjne zamiast być w mediach promowane są spychane na margines poruszanych spraw.
Kościół mówiąc 'nie' in vitro nie wykazuje się ignorancją czy niezrozumieniem w sprawach bardzo trudnych i co najważniejsze niejednoznacznych z punktu widzenia medycyny. Kongregacja Nauki Wiary zachowała się bardzo mądrze. Jeśli istnieją wątpliwości co do moralnej oceny danej czynności, to Kościół nie może się z nią zgodzić. Za dużo popełniono błędów w przeszłości, aby teraz mówić pewnie i bez zastanowienia 'tak', zwłaszcza, że aspektów podważających tę metodę jest przynajmniej kilka. Dramat niepłodności dotyka wiele par, jednak nie można dążyć do pokonania problemów bez względu na cenę, którą się płaci. Cel nie uświęca środków, zwłaszcza, że są nimi zarodki, których statusu (człowiek czy nie człowiek) medycyna nie określiła jednoznacznie. Olbrzymia odpowiedzialność, o której zwolennicy metody sztucznego zapłodnienia wydają się zapominać”.
mfijolek
Źródło: Fronda.pl

Szklana produkcja ludzi
Robert Nęcek

Dziecko ma prawo do poczęcia w małżeństwie i za sprawą aktu miłości, nie w laboratorium – pisze kapłan katolicki, ks. Robert Nęcek
Wiele szumu wywołała niedawna deklaracja minister zdrowia Ewy Kopacz o możliwości refundowania zabiegu zapłodnienia in vitro z budżetu państwa. Budżet państwa – to inaczej mówiąc – pieniądze ściągane w ramach podatków od wszystkich obywateli, w tym osób wierzących respektujących naukę Kościoła.
Oczywiście, państwo zrobi to, co uważa, gdyż ma ku temu środki i możliwości. Jednak w tej sprawie chodzi o wrażliwość moralną osób utożsamiających się z nauką Kościoła katolickiego. Należy wyraźnie stwierdzić, że chęć posiadania dzieci jest godna pochwały, ale nie może przybierać wymiaru za wszelką cenę i wszelkimi środkami. Chodzi o to, że punktem wyjścia do dyskusji na temat stosowania biotechnologii staje się nie idea godności osoby ludzkiej, lecz pragnienie posiadania. Tymczasem godność osoby jest wartością najwyższą! Oznacza to, że osobę należy traktować nie przedmiotowo, lecz jako podmiot naszych odniesień.
Nauka Kościoła uważa sztuczne zapłodnienie za niegodziwe samo w sobie i sprzeczne z godnością rodzicielską i jednością małżeńską. Wynika z tego, że pochodzenie osoby ludzkiej winno być efektem wzajemnego oddania się małżonków, a nie rezultatem manipulacji biologicznych i medycznych. Dziecko ma prawo do poczęcia w małżeństwie i za sprawą aktu miłości, a nie w laboratorium. Już dzisiaj świat bioetyków przestrzega, że przyszłościowa produkcja dziecka na zamówienie – godząc w jego niezbywalną godność i podstawowe prawa – będzie przypominać ogląd eleganckich motocykli, które się zakupi.
Na potwierdzenie tezy warto odnotować ogłoszenie przez Iona Harrisa w 1999 roku internetowej aukcji komórek jajowych pobranych od najpiękniejszych modelek świata. Aukcja miała być pomocą dla małżeństw bezdzietnych w spełnieniu ich marzenia posiadania dziecka o najwyższym standardzie urody i inteligencji. Ojciec pierwszego francuskiego dziecka z probówki Jacques Testart w książce „Przejrzysta komórka” pisze ironicznie, że laboratoria będą w stanie zagwarantować gotowy „produkt” zgodny z normami unijnymi. Jak w sklepie zoologicznym będzie można dokonać wyboru dziecka z kondycją fizyczną, kolorem oczu i włosów. W Australii już promuje się naukowców opowiadających się za rozszerzeniem prawa rodziców do selekcji dzieci poczętych in vitro w zależności od pożądanych cech. Julian Savulescu nazywa tę propozycję „prokreacyjną dobroczynnością”.
Za Savulescu poszedł Peter Singer, twierdząc, że godność przynależna jest tylko tym osobom, które posiadają pełną autonomię. Dlatego dzieci w fazie prenatalnej jej nie mają. Takie podejście stwarza niebezpieczeństwo handlu ludzkimi komórkami. Zdarzały się przypadki, że kiedy zabrakło dawców nasienia, jeden z instytutów położnictwa zaczął płacić chętnym mężczyznom. Tym sposobem znalazło „pracę” 400 osób. Zachowania te są niezgodne ze stanowiskiem Komitetu Ekspertów Rady Europy nieakceptującym motywacji finansowych. Poza tym nikt nie wspomina, że pierwsze próby bardzo kosztownego zapłodnienia in vitro zazwyczaj są nieudane i pociągają za sobą zniszczenie ludzkich embrionów. Czymś niestosownym jest także wprowadzanie opinii publicznej w błąd, in vitro jest metodą leczenia ludzkiej bezpłodności. Można gołym okiem zobaczyć, że po zapłodnieniu pozaustrojowym bezpłodna para w dalszym ciągu pozostaje parą bezpłodną.
Kościół ma obowiązek przypominania katolikom swojej nauki i wypływających z niej zasad. Nikomu ich nie narzuca. Ale wybór przynależności do wspólnoty wierzących zobowiązuje. W przeciwnym razie grozi nam utworzenie Kościoła obrządku prywatnego, który z Chrystusem niewiele ma wspólnego.
Warto jeszcze dodać, że co pewien czas sonduje się społeczeństwo. Raz rzuca się hasło refundacji środków antykoncepcyjnych, innym razem mówi się o refundacji in vitro. Zgodnie z tą logiką płodność i bezpłodność należałoby uznać za chorobę, w zależności od życiowych planów danej osoby. Dlatego warto zapytać, – kiedy będą w większości refundowane specyfiki leczące choroby serca, nerek i różnego rodzaju nowotworów, gdyż takich schorzeń jest najwięcej? I do tanich wcale nie należną! Nawiasem mówiąc – jak wspomniał abp Kazimierz Nycz – warto uprościć przepisy adopcyjne i promować adopcje, gdyż osierocone dzieci czekają na bezinteresowną miłość".

Autor jest rzecznikiem prasowym archidiecezji krakowskiej i wykładowcą PAT
not. k.b.
Rzeczpospolita

Posted in Etykiety: |

1 komentarze:

  1. Anka Says:

    Kiedy po ślubie okazało się,że poczęcie dziecka wcale nie jest łatwe,,,,,a po licznych badaniach poczęcie naturalne okazało się prawie niemożliwe-mój lekarz zaproponował nam poczęcie "in vitro".Miał przyjaciół w Poznaniu,musieliśmy jedynie zorganizować pieniądze.Ale właśnie wrzucenie do muszli klozetowej tych "nie wykorzystanych "dzieci zmusiło nas do odmowy.To,co czułam-pragnąc dziecka i jednocześnie nie mając szans-to rozdzierający ból i taka tęsknota,której nie zrozumie ta,która mogła urodzić.Miesiąc po tej rozmowie z lekarzem usłyszeliśmy o Piotrusiu.I za chwilę był z nami.Ale wiem też ,że są kobiety,które nie mogą pokochać "obcego"dziecka.....to tez pewien rodzaj charyzmatu.Albo go masz albo nie.
    Zawsze wcześniej wyznawałam teorię,że zapłodnienie zawsze jest cudem-w moim jajowodzie czy w probówce.Ale tu właśnie nie chodzi o miejsce a o to,co dzieje się potem.Ponieważ jedynie Bóg może decydować o śmierci i życiu.
    Mocne uściski!