Nie poddaję się łatwo, a tym bardziej jeśli widzę sens swojego działania.
Może nadszedł czas wietrzenia duchoty? Remanentu. Przyjrzenia się z bliska sprawom omijanym, zamiatanym skrzętnie pod dywan?
Śliskie sprawy predzej, czy później wyjdą z ukrycia, tak jak wychodzi prawdziwe oblicze ludzi, których znałam z zupełnie innej strony. Wynurza się pod wpływem strachu, emocji i stresu zupełnie nowa twarz, inne serce. Tak niepodobne do lansu, który tworzyli wokół siebie. Tak różne od pięknych mów, jakie głoszą. Tak sprzeczne z powołaniem, jakim ich obdarowano.
Jasno i wyraźnie strach odbiera rozum i logiczne myślenie. Empatię i szacunek.
Oto człowiek, którego nie da się zamknąć w słowach, kiedy jest z Bogiem.
Człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo Boże, człowiek skażony grzechem pierworodnym, człowiek walczący z ciałem i pokusami, człowiek pyszny nie uznajacy niczyjej racji, prócz swojej. Człowiek któremu ciągle brak miłości, człowiek uparcie dążący do obranego celu. Człowiek upadający i powstający z upadku... Człowiek-Boże dziecko, które błądzi po omacku szukając światła. Tacy jesteśmy.
Uważamy się za Bogów, choć Bóg jest jeden.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz swoje uwagi, chętnie poczytam konstruktywne opinie nt. tego, co piszę :)
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.